-po niej dostałem ataku śmiechu; ale trwała w komedii polskiej jest ta postać wiecznego dyrektora - to nie wymarło wraz z PRL-em! Mieliśmy już ministra obrony - psychiatrę (Klich), ministra od cyfryzacji - polonistę (Boni) i ministrĘ spraw wewnętrznych, byłą katechetkę. Może, co ważniejsze, kandydaci na pewne ministerstwa byli przesuwani na jeszcze inne (początki rządów Tuska). W Polsce dziś znane jest zjawisko robienia kariery "od partii strony", warunkiem jest bycie w rządzącej aktualnie partii (tyle że jest przynajmniej dziś wybór, są różne partie).
A bardziej o filmie - nie wykorzystano możliwości aktorskich Pokory, zbyt był męski, grając Marysię (rzadko zmieniał głos, chodził po męsku - błąd reżysera, o ileż to byłoby śmieszniejsze!); najmocniejszy jest film w sytuacjach najbardziej barejowskich - gdy wchodzimy na satyrę, opuszczając teren czystego humoru (te sytuacyjki w instytucjach, te reakcje ludzi wobec tematów społecznych, ich zachowania "systemowe" - np.ta współpraca robotników w studzience - trzymanie za głowę przez asystenta - JA BYM TAKI POMNIK ODLAŁ z tymi dwoma robotnikami nad i w studzience, z jednym w rozkroku, nazwałbym go Pomnikiem Komuny).
Niby kilka lat minęło od posta, a na szczęście całe to tałatajstwo od rządów odeszło i teraz skomle. :)