Skad te zachwyty? Uwielbiam gory, chodze po nich, wspinam sie w skalach i na panelu, ostatnio wzialem sie za ski-alpinizm w amatorskim wydaniu, troche wiem z doswiadczenia a troche z literatury, nie jestem ekspertem, po prostu lubie to. Po pol godzinie ogladania walczylem ze soba zeby tego nie wylaczyc... naiwnosc akcji i sytuacji uderzala az bolalo. Zaparlem sie jednak, bo slyszalem ze "film dobry, jedyny w swoim rodzaju". Fakt, nie bylo latajacej Scorupco ale byl za to wielce doswiadczony kierownik wyprawy, ktory zauwazywszy nagle brak jedzenia wzial plecak i kolege batmana i obaj radosnie udali sie na 2dniowa wycieczke po prowiant. W tym czasie chlopaki poszli (zapewne bez jedzenia) na wycieczke. Moglismy tez zaobserwowac Glowacza wpinajacego line co 3 metry do zalozonych zapewne przez siebie (tak tak, 3 tony kostek zabral ze soba... i jednego frienda) przelotow. Co wiecej, wirtualny partner dzielnego wspinacza dobrze wybieral line, czym nie pozwalal na dlugie loty... Pare innych fajnych motywow bylo, ale z racji braku doswiadczenia moze tylko mi sie wydaje ze sa one beznadziejne... Wspomne jeszcze o doskonalej fabule i grze aktorskiej przy ktorych Druzyna A pretenduje do oscara... Aaa no i ta pierwsza powalajaca scena wywiadu z chlopakami.. cos mi wtedy mowilo "wylacz to wylacz" ale bylem twardy i przetrwalem... no tak widoki i solowka na przewieszce zrobily wrazenie - tyle mojego.
no tak. rozumiem cię. Ja musiałem napisać coś na temat tego filmu do szkoły, więc go oglądałem. przez try czwarte filmu, miałem jedną myśl w głowie. drobno budżetowy film z małym rozmachem, a nudny- że hej! też mnie wkurzyła scena z jedzeniem, ale zbliżając się do końca ten film jak ktoś tu zgrabnie ujął, po prostu mnie hipnotyzował. jak na przykład czas apokalipsy. te sceny muzyka i wbrew pozorom świetna gra chodżby rossiego.
po skończeniu oglądania poczułem wielką sympatie do reżysera. o tak. jest to dziwny film i jak odmnmienny od filmów z "przesłaniem" podawanym na tacy. odmienny od prostoci hollywoodu, amerykańskeij komercji. jest to wd mnie, brzydal z niewsyłowiną osobowością, czarujacy bazyl, coś a la hopkins ;D daje 9
a myślę, że nie pojąłeś do końca istoty filmu. bo ten film, wbrew pozorom nie jest o tym, że pan A i pan B postanowili wejść na górę. Tu macie górę. I pan A i B mają pośród brawurowych dialogów walczyć o względy kobiet i własne ambicje podsycać.
Jest b. metaforyczny (i chyba b. dla Herzoga osobisty). Dialogi owszem zgodzę się, że są b. naiwne, ale to chyba dobitnie wskazuje, że nie chodzi tu o nie. One są b. niewyraźnym tłem. Zgoda, to tło mogło być inne, leprze, ale mniejsza o nie.
Kino Herzoga jest bardzo klimatyczne, introwertyczne, metafizyczne. W "Krzyku kamienia", o to właśnie chodzi. Wspinaczka dla obu nich jest czymś innym i czym innym się okazuje. Komercja której alpinista tak nienawidzi, wkrada się, razem z agresywną na dobrą sprawę młodością. Film jest o przegranej ideałów. Tak myślę.
Widoki robią wrażenie. Herzog powiedział kiedyś, że gdyby taka góra była tylko i wyłącznie na Marsie, to tam by poleciał kręcić film.
tyle mojego. pozdrawiam.
Żeby pojąć filmy Herzoga to doktorat może być niewystarczający."Piknik pod Wisząca Skalą" jest tego najlepszym przykładem :-)
Film faktycznie jest nudny. Bo jest hołdem dla gór i wspinaczki. Nadętym hołdem. Wszystkie dialogi bohaterów kręcą się wokół góry i wspinania. Spodoba się tylko miłośnikom wspinaczki. Takie już są filmy "branżowe".
W innych branżach tez tak jest. Spotykałem się swego czasu z zaprzyjaźnioną grupa fotografów. I oni przy piwku gadali tylko o fotografowaniu i o sprzęcie. Gdy próbowałem zmieniać temat, okazywali niezadowolenie. Obłęd jakiś! Podobnie mam ze znajomym motocyklistą. Co mnie zobaczy, gada tylko o motocyklach. Ja już się chowam gdy go gdzieś widzę, albo przechodzę na druga stronę ulicy :)
Oczywiście trzeba mieć pasję. To w życiu ważne. Ale trzeba znać jakiś umiar!
W 1991 weszły do dystrybucji dwa głośne filmy poświęcone tematyce górskiej: komercyjny "K2" i ponoć ambitny "Krzyk kamienia".
I ten pierwszy jest lepszy pod każdym względem. Jako film, jako historia, jako przesłanie i jako wizytówka tego sportu.
Chyba zbyt wielu scenarzystów pisało scenariusz.. Przez to jak na film o tematyce górskiej jest słaby, ale mimo wszystko dalej jest to bardzo dobre kino. Niektóre motywy były niepotrzebnie wtrącone do filmu a innych było za mało.
Pomysłodawcą scenariusza był wielki Reinold Messner. To on wymyślił tę fabułę. Ktoś mu jeszcze pomógł, ale film jest nawiązaniem do doświadczeń Messnera. Nawet można tu znaleźć Kukuczkę w postaci tego zmęczonego bycia wiecznie drugim. Film to odzwierciedlenie duszy Messnera, jego punktu widzenia na wspinaczkę wysokogórską czy też sporty ekstremalne. Rywalizujący ze sobą wspinacze są różni, a jednak tacy sami pod wieloma względami i doszukuję się tutaj ukazania Messnera w pełni, choć w dwóch postaciach. Messner napisał nie jedna książkę i właśnie jestem w trakcie czytania "Naga góra" jego autorstwa. Myślę, że film jest ekskluzywnym traktatem filozoficznym dla ludzi, którzy chcą poznać to czego sami nie mogą doświadczyć. Z pozoru niepasujące, jak to niektórzy mogą nazwać infantylne dialogi to kwintesencje wypowiedzi wielu wspinaczy i spodobało mi się to odważne wciągnięcie do fabuły postaci Indianki ( "Płacą MI ZA ZROBIENIE MI ZDJĘCIA. aLE JA SIĘ STĄD NIE RUSZĘ. cHCĄ ZABRAĆ mnie, ale mogą tylko zdjęcia. Kto im płaci? Rząd"- jakoś tak zapamiętałam czyli to o płatnych wyprawach np. tych które były organizowane przez PRL lub też o życiu, które chcemy przenieść do siebie, ale możemy doświadczyć tego czego pragniemy tylko na to patrząc, o tym czytając) i Szaleńca. Są jak spotkanie z orłem, górą elementem metafizycznym, rozmową z samym sobą i dopowiedzią tego po co człowiek się wspina. Dla mnie film jest zwarty i spójny z tematyką górską. Świetnie ujawnia motywy niektórych ze wspinaczy wysokogórskich i ich "błędy". Film dla wąskiego grona odbiorcy- powstał dla nich. Takie były czasy Messnera. Media podgrzewały atmosferę i jestem pewna, że miał on na myśli nie tą "igłę", a Lotsse, na której zginął Kukuczka, ścigając się z Messnerem... Polecam zainteresowanym też "Kukuczka" Kortko Pietraszewski. Film poza skalą ocen:). Duchowo go odebrałam- bardzo łatwo i wiele się mądrych strof nasłuchałam:)
Tylko, że Kukuczka zginął na Lhotse, gdy wchodził na tę górę po raz drugi, południową ścianą (wtedy jeszcze nie zdobytą). To było już po "zaliczeniu" przez niego wszystkich ośmiotysięczników, a więc już nie musiał ścigać Messnera :) A film nawiązuje do losów Cesare Maestri i Toniego Eggera, którzy zdobywali Cerro Torre.
Tak, ścigał się i przegrał o włos- to miało znaczenie. Podjął decyzję w akcie rozpaczy, choć nie powinnam tego oceniać publicznie bo cóż możemy wiedzieć o tym co myślał człowiek, którego się osobiście nie poznało? Moim zdaniem napędzenie Kukuczki medialnie miało znaczenie. To, że "wyścig" się zakończył nie było w jego świadomości być może takie oczywiste. Dobrze znasz szczegóły. Gratuluję i oczywiście zgadzam się. Wiedziałam o tym pisząc wcześniejszy post. Dla mnie najważniejszy jest aspekt duchowy, psychiczny, a nie liczby, daty itp. Kukuczka kiedy dowiedział się o swojej porażce specjalnie wziął sobie ambitny plan ( to było chyba zimowe zdobywanie szczytu? nowym szlakiem?). W dodatku było to niedługo po katastrofalnej wyprawie Polaków, których śmierć mrocznie zmotywowała go do ostatniej misji. Tylko On sam wie jak to było. Według mnie i książki ( wspaniałej!) Kortko i Pietraszewskiego "Kukuczka" media ich nakręcały
Messner nie zdobył tylko jednego szczytu- właśnie tej igły z "Krzyku kamienia". Uczestniczył w pisaniu scenariusza i w nim jest zawarta jego myśl, pasja, marzenia.
Dziękuję za wypisanie nazwisk wspinaczy. Możliwe, że sprawdzę. Messner nie mógł zdobyć "Igły" na prawdę to choć mógł pisać o tym jak ją w wyobraźni zdobywał:). Ja tak to widzę:). To nie film dokumentalny, ale jakaś dywagacja na temat rywalizacji wspinaczy, ich charakterów?